Temat waluty, w jakiej oszczędzamy i inwestujemy pieniądze jest, moim zdaniem, dość wygodnie pomijany w wielu poradnikach/ wskazówkach i przewodnikach jak inwestować.
Coraz popularniejsze robi się inwestowanie pasywne (i słusznie) co zazwyczaj oznacza inwestowania w globalne, ewentualnie amerykańskie ETF. To samo w sobie też nie jest oczywiście złe (a nawet powiedziałbym, że dobre), ale warto pamiętać o małym, lekko schowanym ficzerze – ryzyku walutowym.
Inwestowanie w waluty
Inwestowanie w waluty ma kilka obliczy.
Po pierwsze, może to być po prostu kupno innej waluty niż nasza bazowa i trzymanie twardej gotówki w skarpecie czy na najprostszym koncie walutowym. Nie jest to pomysł na skalę portfela inwestycyjnego. Raczej, żeby mieć pod ręką jak jedziesz na zagraniczne wakacje. Ewentualnie jako dywersyfikacja i zabezpieczenie przed ryzykami, nazwijmy to ostatecznymi – wojny, upadek systemu bankowego itd.
Po drugie, kupowanie jakiegokolwiek instrumentu „funkcjonującego” w innej walucie jest też inwestowaniem w walutę. Czyli jeśli jako polski inwestor kupujesz ETF na indeks S&P 500 to jednocześnie inwestujesz w USD i akcje amerykańskie. Ponosisz wtedy ryzyko walutowe. O tym właśnie jest ten artykuł.
Po trzecie, inwestowanie na forexie to często jest właśnie inwestowanie w waluty. To znaczy tak naprawdę to nie waluty, tylko CFD (contract for difference), ale to już techniczny szczegół. W dużym skrócie – to nie jest moim zdaniem inwestowanie, aczkolwiek jeśli lubisz trochę ryzykownej zabawy na pieniądzach – hazard, bukmacherka, kryptowaluty itd. to na forexie to znajdziesz.
Ryzyko walutowe – o co chodzi?
W skrócie, po polsku i konkretnie w zastosowaniu do inwestycji indywidualnych. Ryzyko walutowe to możliwość pogorszenia się wartości naszych inwestycji ze względu na zmiany kursów walutowych. W ostatnich latach wiele osób bezpośrednio, a jeszcze więcej pośrednio (choć mniej dotkliwie) poznało ryzyko walutowe w praktyce poprzez kredyty CHF. W tym wypadku dotyczyło to kredytów – czyli zobowiązań i osłabienia się PLN do CHF. W przypadku inwestycji problem może być odwrotny.
Jeśli zainwestujemy w walucie innej niż nasza podstawowa (ta, w której zarabiamy, wydajemy i będziemy wydawać), to ponosimy ryzyko walutowe. Może ono spowodować, że pomimo teoretycznie udanej inwestycji w innej walucie, po przeliczeniu na naszą walutę inwestycja nie jest już tak udana. A nas interesuje zwrot w naszej walucie, bo to w niej ponosimy większość kosztów.
Zobacz przykład – szwajcarski bankster
Wyobraźmy sobie szwajcarskiego bankstera, który w 2007 r. swojego tłustego bonusa zainwestował w Polsce. Powiedzmy, że jego bonus wynosił 100 tys. CHF. Zainwestował go znakomicie w akcje na GPW, które przynosiły mu średnio 10% rocznie. W międzyczasie wyśmiewał swojego kolegę, który męcząc się ze szwajcarskimi akcjami i obligacjami wycisnął tylko 6% rocznie.
Czy słusznie?
No zupełnie nie. Zobaczmy tabelkę i wykres poniżej.
Tak naprawdę nasz bankster zarobił tylko 4,5% rocznie, czyli mniej niż jego kolega.
Co więcej przez pierwszych 5 lat inwestycji był pod wodą, więc trochę stresu z tego tytułu pewnie miał. Tak naprawdę w długim okresie podratowała go trochę potężna siła procenta składanego. I to wszystko jeszcze przed wzięciem pod uwagę, że w tym przykładzie inwestycje rosną równiutko rok do roku w tym samym tempie. W praktyce nigdy tak nie jest, a im większy zwrot, tym większe wahania. O tym będzie jeszcze dalej
Oczywiście, jeśli bankster przeprowadził się w międzyczasie do Polski, może być z siebie zadowolony. W końcu w PLN jego konto bardzo ładnie się pomnożyło. Tylko co z tego, skoro chce dalej mieszkać w Szwajcarii, przeszedł już na emeryturę i potrzebuje franki na bieżące wydatki.
Ryzyko walutowe – co z tego wynika?
Jeśli inwestujemy, z założenia ponosimy jakieś ryzyko inwestycyjne. Czasami minimalne, czasami całkiem spore. Ryzyko bazowe to zmienność zwrotu z inwestycji, matematycznie najczęściej opisywana przez odchylenie standardowe, ewentualnie maksymalne „obsunięcie portfela”. Zazwyczaj, za dodatkowe ryzyko dostajemy większe zwroty.
Ryzyko walutowe, tak jak i czysto inwestycyjne, działa w dwie strony. Może też zadziałać na korzyść i na walucie można zanotować zysk. Natomiast z perspektywy zarządzania portfelem inwestycyjnym, zwiększa to tylko zmienność wyników.
Po prostu ryzyko walutowe to dodatkowy element, który zwiększa ryzyko naszego portfela (zmienność), za które generalnie nie ma dodatkowego zwrotu.*
*Biorąc pod uwagę charakterystykę ruchów walutowych dość ryzykowne byłoby wyliczanie na nich zwrotu. Jest to matematycznie możliwe dla danych historycznych, ale ekstrapolowanie takich zwrotów na przyszłość to naprawdę kiepski pomysł. W ujęciu bardzo czysto teoretycznym, w długim okresie waluty krajów o większym tempie rozwoju powinny umacniać się względem walut krajów o wolniejszym tempie. W praktyce jednak, na kursy wpływa tyle elementów, od polityki monetarnej państw, przez różnice w strukturze wzrostu i całym mnóstwie czynników bardziej krótko- i średnio-terminowych, że raczej trudno jest cokolwiek prognozować. No chyba, że jest się analitykiem brokera forexowego i jakoś trzeba podkręcić emocje u klientów.
Czy to oznacza, że powinniśmy inwestować tylko w „swojej” walucie?
No w sumie nie. Z dwóch powodów.
Po pierwsze, może być tak, że w innych walutach dostępne są instrumenty, które zapewniają po prostu lepsze bazowe zwroty niż w naszej walucie.
W ostatnich latach tak było np. z ekspozycją na akcje amerykańskie. W ich przypadku zwroty, wobec słabych wzrostów na polskiej giełdzie, z nawiązką wynagradzały ryzyko walutowe (a do tego w zasadzie ryzyko walutowe działało na korzyść).
Po drugie, w międzynarodowej gospodarce, rzadko kiedy funkcjonujemy w tylko jednej walucie.
Jeśli kupujesz książki na Kindle’a bezpośrednio w Amazonie, to płacisz w USD. Jeśli kupujesz nowy komputer, to płacisz w PLN, ale gdzieś na końcu tak naprawdę w USD, a może w EUR, albo CNY. Jak jedziesz na wakacje zagraniczne, płacisz w walucie kraju docelowego.
Chociażby z tych dwóch powodów, warto jednak uwzględnić inwestycje zagraniczne (w innych walutach) w swoim portfelu. To też jest wręcz konieczne dla dywersyfikacji bazowego ryzyka inwestycyjnego, chociażby z tego powodu, że mamy ekspozycję na więcej rynków.
A co jeśli zarabiam w innej walucie?
Jeśli Twoje bieżące dochody są wyrażone w innej walucie niż Twoje wydatki, to już na tym etapie masz ryzyko walutowe.
Ruchy kursów walutowych poprawiają, albo pogarszają Twoje dochody w stosunku do wydatków. W języku finansów, masz „długą” pozycję na tej walucie, w której zarabiasz. Dokładanie do tego kolejnej „długiej” pozycji w tej samej walucie, poprzez inwestowanie w aktywa w niej denominowane, pewnie nie jest zbyt pożądane. To dodatkowo zwiększy Twój poziom ryzyka walutowego.
To może być argument, żeby raczej relatywnie mniej inwestować w walutach.
Hedging
Ryzyko walutowe można kontrolować dzięki różnym instrumentom.
Będzie to tzw. hedging – zabepieczenie. Najprostszy sposób to zakup/sprzedaż kontraktu terminowego na walutę o przeciwstawnej ekspozycji. Jeśli masz inwestycję w EUR, w kontrakcie „sprzedajesz” EUR za jakiś czas. Zanim przyjdzie czas wykonania kontraktu, rolujesz go na kolejny okres.
Możliwości jest znacznie, znacznie więcej. W praktyce inwestora indywidualnego, to nie jest takie proste.
Po pierwsze wymaga to wysokiego poziomu wiedzy. O ile ogólne zrozumienie jak działa hedging jest dość intuicyjne, o tyle nie jest to takie proste jak zacznie się drążyć. Po drugie, wymaga to trochę zaangażowania czasowego. W efekcie jest to raczej poza zasięgiem zdecydowanej większości inwestorów indywidualnych.
W jakiej walucie trzymać oszczędności – podsumowanie
Podsumowując, inwestując w innej walucie niż Twoja podstawowa, ponosisz ryzyko walutowe. Czasami warto to ryzyko podjąć, czasami nie warto.
Kilka moich obserwacji:
- Każde inwestowanie w walucie innej niż Twoja podstawowa jest w pewnym stopniu aktywną decyzją inwestycyjną. Wybierając super pasywną strategię – tylko ETF na globalne akcje, też podejmujesz decyzję o jakiejś inwestycji walutowej. Co więcej w trakcie inwestowania (i np. wpływów do portfela) będziesz inwestować przy innych kursach, podejmując kolejne decyzje.
- Obligacyjną, bezpieczną część portfela lepiej jest trzymać w swojej walucie bazowej, czyli najczęściej PLN. Zwroty z obligacji są na tyle niskie, że ryzyko walutowe może być szczególnie bolesne. Zwłaszcza, że akurat w PLN są rozsądne obligacje skarbowe dla inwestorów indywidualnych, a obligacje korporacyjne w większości są na stopie zmiennej, więc nie mają klasycznego ryzyka stopy procentowej.
- Warto część portfela akcyjnego mieć w akcjach zagranicznych. Najlepsze tu będą ETF, albo fundusze pasywne odzwierciedlające indeksy globalne (MSCI World), albo amerykańskie (S&P 500). Dodatkowy zwrot, dywersyfikacja, wiadomo. Jaka to powinna być część inwestycji w akcje? Tu nie ma tu jedynej słusznej odpowiedzi. Np. jeśli czujemy, że PLN jest zbyt słaby i jest prawdopodobne, że będzie się umacniał, to wtedy mniej (uwaga –> to jest aktywna decyzja inwestycyjna). Jeśli odwrotnie to więcej. Do tego dochodzą czynniki indywidualne (faktyczna ekspozycja walutowa, preferencje itd.).